Podobno warunkiem wychowania championa jest bliskość obiektu sportowego. Martina Navratilova widziała korty z okna sypialni swoich rodziców. Pasjonaci budują dla dzieci tory żużlowe albo przeprowadzają się bliżej placówki trenującej. Parę lat temu moje córki jeździły na łyżwach na Torwarze. Podczas gdy one ćwiczyły jak się nie przewrócić, tuż obok piruety wywijała dziewczynka w ich wieku. Gdy ściągała buty, zapytałam ją, czy od dawna jeździ, bo jest niesamowita i ona odpowiedziała, że ćwiczy od 4 roku życia, czyli już sześć lat. Treningi ma codziennie, chociaż niektóre niedziele ma wolne. Pamiętam, że pomyślałam: Jak ona to wszystko połączyła?
Bliskość obiektu sportowego i zaangażowanie wszystkich wokół to jedno, ale coś co może należałoby uznać za ważniejsze, coś co jest potrzebą priorytetową, to czas. Jego zawsze brakuje!
Sportowa przyszłość to wyrzeczenia i ciężka praca. Z jednej strony są sukcesy, niewiarygodne uderzenia szczęścia oraz uczucie zwycięstwa i nadludzkiej siły, które odczuwamy stojąc na podium, z drugiej godziny ćwiczeń i treningów, których nikt nie widzi. Nie ma gwarancji, że się uda, ale zdarzają się dzieci z niewiarygodną determinacją i siłą. To osoby, które nie czują ograniczeń w swoich planach i nie boją się sięgać po największe marzenia. Olimpiada, medale i sława. Łzy szczęścia i hymn narodowy rozbrzmiewający na stadionie. Słyszany na ekranach telewizyjnych na całym świecie!
Co daje dziecku uprawianie sportu?
Każdy człowiek intuicyjnie wierzy w fizyczną sprawność. Nie trzeba uzasadniać tego, po co ćwiczymy! Chcemy dobrze wyglądać, nie mieć zadyszki przy wchodzeniu po schodach, czy być szczupli i atrakcyjni. Model narzucają nam media społecznościowe i niby pamiętamy o ciałopozytywności, która przypomina nam, że każde ciało jest piękne i zasługuje na to by o nie dbać, ale wiemy też, że lepiej po prostu być wysportowanym. W zdrowym ciele zdrowy duch, a silny organizm łatwiej pokona infekcję i dostarczy nam więcej radości.
Gdy kryminalni specjaliści zajmujący się badaniami antroposkopijnymi tworzą progresywne zdjęcie osoby zaginionej wiele lat wcześniej, powstają dwa portrety. Jeden w przypadku, jeśli ta osoba uprawiała sport, drugi jeśli go nie uprawiała. To są dwie różne osoby i na tym prostym zestawieniu widać jak bardzo możemy się zmienić, jeśli zmusimy się do regularnego wysiłku. Sport to zdrowie i sport to życie, bo procesy regeneracyjne w wysportowanym ciele zachodzą szybciej. Ta potrzeba fitnessu dopada nas często kawałek po trzydziestce, kiedy czujemy, że nie jest źle, ale jak pojedziemy nad morze, to spacer jego brzegiem nie sprawia nam radości jaką sobie wyobrażaliśmy, bo zwyczajnie się szybko męczymy. Niby nie czuliśmy tego prowadząc auto czy podjeżdżając windą z zakupami na nasze piętro, ale dociera do nas, że nastąpiła pewna zapaść w jakości naszego życia.
Dzieci są naturalnie sprawne, ale często to namawianie do sportu łatwe nie jest. Chcemy, żeby były wygimnastykowane, bo dotlenione ciała szybciej myślą, lepiej śpią i mają lepszy apetyt. W lecie wyciągamy rowery, urządzamy sobie wycieczki i jesteśmy dumni (powinniśmy być), jeżeli nasze dziecko jeździ do szkoły na dwukołowcu. Zapisujemy je na kolonie sportowe i zimowiska, ale podczas roku szkolnego następuje gigantyczna pauza… Nie cieszą się popularnością zajęcia wf-u w szkołach i trudno się temu dziwić. Od dziesięcioleci dominują tam gry zespołowe, czyli zmora dzieci bojących się piłek. „Gra w Zbijaka” została w kilku krajach zakazana jako rozgrywka nasilająca bulling u mniej sprawnych dzieci i nie wiadomo kiedy przedmiot, który miał rozluźniać, relaksować i być przerywnikiem w znoju lekcji wymagających myślenia, staje się najbardziej znienawidzonym szkolnym przedmiotem.
Aktywność u dzieci i młodzieży jest bardzo ważna. Siedzący tryb życia, który dopadał kiedyś ludzi podejmujących pracę teraz zaczyna się wcześniej. Komputer, telewizor i komórka to są kotwice ruchu. Ratowanie dziecka, jakie podejmują rodzice, często jest niespójne i chaotyczne. Związane z modą, albo nurtem wychowawczym panującym w określonej grupie… Jazda konna – brzmi świetnie, ale czy dziecko aby nie boi się dużych zwierząt? Piłka nożna – niby idealny pochłaniacz nadwyżki dziecięcej energii, ale jednocześnie najbardziej kontuzjogenny sport, więc czy to dobre dla każdego? A może basen? Cóż w nim może być złego? Przecież zapobiega patologicznym dla najmłodszego pokolenia skrzywieniom kręgosłupa. I odpowiedź brzmi zaskakująco, lecz logicznie: im więcej czasu dziecku zajmiemy tym mniej go będzie dla naszej rodzinnej relacji. Nie zawsze tak jest, ale na ogół zajęcia sportowe nie są odpowiedzią na dziecięcą pasję lub chociaż spontaniczną wyprawą dziecko-rodzic, lecz stają się podrzucaniem go na kolejną lekcję z kolejnym instruktorem.
Jak znaleźć czas na uprawianie sportu?
Popularne wśród młodszych chłopców są treningi piłkarskie, na które ofiarnie odwożą ich rodzice mniej więcej do czwartej klasy. Treningi są częste, w weekendy są mecze wyjazdowe i życie całej rodziny jest temu podporządkowane. Aktywność kończy się po nauczaniu początkowym, czyli w okolicach czwartej i piątej klasy, bo nawet jeżeli młody piłkarz jest obiecujący, to nijak nie idzie tego połączyć z nauką. Pojawiają się większe ilości przedmiotów, są zadania domowe, sprawdziany, kartkówki i projekty. W przypadku dziewczynek odpowiednikiem są zajęcia akrobatyczne lub taneczne. Co tak naprawdę smutne, zdarzają się dzieci niewiarygodnie uzdolnione w tych dziedzinach, lecz logistyka szkolno-treningowa jest nie połączenia. Rozwiązaniem może być edukacja domowa, która pozwala na elastyczne przesuwanie elementów dnia. Lodowisko, basen czy ścianki wspinaczkowe są puste do południa? Czyli można tam wtedy ćwiczyć! Trenerzy mają więcej okienek w godzinach porannych? Przesuńmy naukę na dwunastą! Wyjazd na turniej pokrywa się z datą egzaminu? Czyli może należy podejść do niego w innym terminie? Co koniecznie trzeba zaznaczaczyć, to młodzi sportowcy są szalenie ambitni i są to na ogół bardzo dobrzy uczniowie. Ambicja i chęć bycia najlepszymi to naturalne motywatory pracy i niepowodzenia w szkole odczuwane są u takich dzieci dużo mocniej. Oni chcą być mistrzami we wszystkim. Nawet później, na rynku pracy, byli sportowcy są zdecydowanie faworyzowani jako ci, którzy są profesjonalni i nastawieni na wynik. W przypadku dzieci-sportowców ogromnie ważna jest relacja z dwoma grupami osób: rodzicami i nauczycielami. Tymi osobami, które będą podkreślać, że nie ma ludzi najlepszych we wszystkim i że nie należy się wszystkim przejmować. Jeżeli któryś przedmiot albo dziedzina codziennego życia nie wychodzi nam tak dobrze jak innym, to nie ma w tym nic złego. To jest w porządku. Nie musisz realizować 100% normy w każdej aktywności, którą podejmiesz. Co innego jest być wszechstronnym, a co innego jest twierdzenie czy chęć bycia najlepszym we wszystkim. Nie ma takich ludzi, bo jest to fizycznie niemożliwe. Nie musisz być najlepszy z chemii, albo nie musisz potrafić zrobić tort. Twoją supermocą jest Twój dar sportowy, ten temat ogarnia Twój trener i to musisz rozwijać. Pomożemy Ci w tym, wesprzemy Cię, bo to ważne dla Ciebie i kochasz to robić.
Żywię ogromny podziw i szacunek dla rodziców dzieci sportowców. To gigantyczna i kosztowna praca, którą wykonują co najmniej przez dekadę. Odwożenie, zawożenie i pamiętanie o treningach. Pilnowanie grafików, kontakt z trenerami, wejście w społeczności innych rodziców sportowców i angażowanie się w organizację każdego wydarzenia w którym bierze udział nasze dziecko. Oddzielenie własnych marzeń o sukcesie dziecka od jego potrzeb. Bycie empatycznym na jego nastroje i odczucia. Wsparcie przed zawodami i zachęta do regularnych treningów. Niekiedy może to być także odsuwanie swoich potrzeb na bok, bo też zaczynamy żyć życiem dziecka. Równolegle tworzenie ramek zwyczajnego życia z obiadami, urodzinami i wakacjami. Wydaje mi się, że to niemożliwe bez edukacji domowej. Decydując się na nią wygrywamy dodatkowe minuty oraz godziny na bezcenny rodzinny czas. Na śmiech, planszówki i wspólne dekorowanie babeczek. Na rozmowy w samochodzie w drodze na trening i na plotkowanie przed snem o dzieciach sąsiadów. Na planowanie wakacji i na wyprawy do kina… Dorośli czasem żartują „sen jest przereklamowany”, ale przecież nie zrobimy tego dzieciom. Bo skoro nie ma czasowego odcinka, który możemy zlikwidować, to może zabierzmy te brakujące chwile nocnym godzinom? Zlikwidujmy ośmiogodzinny sen, bo jeśli zmieścimy się pięciu, to więcej zdążymy zrobić. Treningi są przed szóstą, żeby przez dwie godziny zdążyć przed szkołą. I kolejne dwie, trzy godziny są po szkole. Nie ma fizycznej możliwości, żeby takie dziecko w szkole mogło pracować na równi z innymi. A życie towarzyskie? Ono jest równie ważne! Rozwój społeczny jest może nawet istotniejszy niż szczegółowa edukacja. Wyobraźmy sobie jak wygląda odnoszący sukcesy sportowiec. Pomyślmy o tych najsłynniejszych… I? Bez dwóch słów, komunikatywny i elokwentny sportowiec odnosi większe sukcesy! Zapytany przez dziennikarzy będzie umiał zripostować, a dociekliwego reportera rozbawi. Nie zapominajmy też, że „nie-gburowatego” zawodnika będą lubić sponsorzy i patroni.
Czas jest najcenniejszym towarem współczesnego świata. Nie da się rozciągnąć doby, by wcisnąć w nią jeszcze więcej. Musimy wybrać to co jest ważne… Wzięłam kiedyś udział w ciekawym szkoleniu, gdzie uczono nas jak prawidłowo zarządzać czasem. Jak zdążyć ze wszystkim co sobie zaplanowaliśmy oraz co najważniejsze co jest gwarantem bycia na czas? Wiecie co jest? Gwarantem jest sztuka rezygnacji. Jeśli wychodząc z domu nie włączymy pralki, to wyjdziemy pięć minut wcześniej i nie spóźnimy się na tramwaj, a jeśli zaczniemy oglądać wieczorem film przed nastawieniem zmywarki, to najprawdopodobniej włączymy ją dopiero kolejnego dnia rano. To było ważne spostrzeżenie epoki pośpiechu, ale warto pamiętać, że ta uniwersalna zasada dotyczy każdej dziedziny naszego życia. Jeśli stawiamy coś na pierwszym miejscu, to pozostałe elementy musimy do tego dopasować. Nasz dzień jest jak koło z proporcjami… Zaznaczamy sen i jedzenie i układamy pozostałe elementy. Wszystko musi się zmieścić w obwodzie! Stawiamy na sport, to musimy dopasować resztę!
Czy edukacja domowa sprzyja aktywności fizycznej dziecka?
Małe dzieci są naturalnie ruchliwe. Skaczą, wirują, kręcą się i podskakują. Czasem można mieć wrażenie, że one wyciągają tę energię zewsząd. Czasem nawet się wzdycha: „To wampiry energetyczne! One nigdy się nie męczą!” Potem pojawia się świadomość ryzyka i te szaleństwa są troszeczkę ostrożniejsze, lecz wtem (bo dorastanie dzieci to w ujęciu czasowym szybko spadający wodospad), nadchodzi okres dojrzewania i aktywność spada do zera. Nastolatek notorycznie jest zmęczony i bez sił. To „nie chce mi się” jest chyba częstsze niż „nic”, albo „w porządku”. Nie działają żadne pedagogiczne czy manipulacyjne metody. Nacisk może wywołać co najwyżej słynne: „Muszę, naprawdę?”. Młodzież przypomina mi kokony, w których muszą przesiedzieć, zanim rozwiną motyle skrzydła… To okres, kiedy w szkołach standardowych mnożą się zwolnienia lekarskie z zajęć wychowania fizycznego, a wpływ rodzica jest za mały by zapisać dziecko na zajęcia dodatkowe, na które ono samo dotrze. Sami zainteresowani mają też świadomość, że za późno by zacząć treningi, tak aby zostać mistrzem. Nie jest to niemożliwe, ale rzeczywiście mało prawdopodobne, więc w międzyczasie „leżakują” na łóżku, często pełni niechęci do własnego zmieniającego się ciała.
Przełom następuje w szkole średniej. Nie potrafię określić momentu, kiedy to się zaczęło, ale z całą pewnością ostatnie pięć lat młodzież chce ćwiczyć i ćwiczy na siłowniach. Latem urządzane są treningi przy miejscach mieszczących się przy placach zabaw (drążki, kółka, drabinki), a zimą wykupywane są karnety w klubach fitness. Znani mi licealiści z Chmury używali tego argumentu by przekonać rodziców do szkoły i rzeczywiście siłownia staje się stałym elementem ich grafiku. Spełnia rolę społeczną i przy okazji jest doskonałym sposobem dbania o siebie. To są miejsca, które wieczorami są przeładowane, bo wpadają tam „dorośli” ludzie po pracy, za to popołudnia urządzanie aerobowe okupują nastolatki i studenci. Młodzi ludzie chcą być wysportowani i wyglądać dobrze. Czasem wracają do klubów tanecznych lub piłkarskich, w których ćwiczyli jako dzieci i trener na ogół wita takich marnotrawnych synów z otwartymi ramionami. Plan tygodniowy licealisty w Chmurze jest imponujący. Są w nim zapisane treningi, basen, lekcje, zajęcia dodatkowe (np. wykłady na uczelniach) i wyjścia towarzyskie. Pojawia się przestrzeń na kursy dodatkowych umiejętności i chęci udziału w wydarzeniach sportowych. Aktywny nastolatek często działa aktywizująco na rodzica i znane mi są pary dziecko-rodzic, gdzie oboje chodzą na sportowe zajęcia.
Sportowe rodziny w Szkole w Chmurze
W Szkole w Chmurze nie brakuje sportowców. Prawdziwych pasjonatów i silnych oraz zdeterminowanych na sukces nastolatków. Na edukację domową zdecydowali w momencie gdy treningi i szkoła przestały się dopasowywać. Gdy zaczęli odnosić sukcesy i życie wymagało decyzji: Czy stawiać wszystko na jedną kartę? Po ich stronie są rodzice, tworzący prawdziwe sportowe rodziny, dla których edukacja domowa była jedyną możliwością. Ich plan dnia jest starannie ułożony, a treningi, zawody i turnieje są rozpisane czerwonym flamastrem na ściennym kalendarzu. Sukcesy i charyzma Marysi, Szymona, Ani oraz Marcela są spektakularne i wzruszające.
Cały czas zbieramy historie o niezwykłych uczniach Chmury, więc zdecydowanie nie jest to lista zamknięta i będziemy Wam jeszcze wielu ich prezentować!
Ania Gemza jest trzeci rok w edukacji domowej. Ma mnóstwo przyjaciół, lubi wyprawy do muzeum i życie rodzinne. Trenuje również gimnastykę sportową w Akademickim Związku Sportowym Wychowania Fizycznego w Katowicach oraz przygotowuje się do startu w Olimpiadzie we Francji w 2024 roku!
Decyzja o przejściu na edukację domową była wywołana brakiem zrozumienia ze strony szkoły tradycyjnej. W pierwszych klasach szkoły wszystko szło gładko, z dużą dozą empatii ze strony nauczycieli, natomiast w klasie siódmej, nacisk na przygotowania do egzaminów był zdecydowanie za duży. Ania to niezwykle zdolna i ambitna uczennica, której zdarza się zdawać egzaminy podczas rozgrzewki przed zawodami. Ma doskonale przygotowanych pedagogicznie rodziców, którzy ją w tym wspierają, nieustannie podnosząc swoje własne kwalifikacje. Licealistce odpowiada formuła nauczania domowego, zyskała dzięki niej dużo pewności siebie i ceni to, że każdy egzamin zaczyna się od osobistych pytań na temat jej formy i zainteresowań. Nie sprawdziły się również fatalistyczne prognozy o zaniku życia towarzyskiego. Jej grono znajomych jest liczne i międzynarodowe. Dostała już akredytację do ligi francuskiej, jednej z najlepszych na świecie, z gwarancją minimum jednego występu w sezonie. Marzy o tym, by na studia iść już jako olimpijka. I wiemy, że tak właśnie będzie!
Marcela Drygalska ma 17 lat, trenuje kolarstwo i jest druhną w Ochotniczej Straży Pożarnej! Od 12 roku życia wie, że jest to zawód dla niej i obecnie jest w młodzieżowej drużynie pożarniczej. Strażacy to chyba jedyny zawód, który jest tak jednoznacznie odbierany pozytywnie. Na każdą grupę zawodową zdarza się narzekać, ale nigdy nie są to strażacy. Bohaterzy i ratownicy, przyjaciele ludzi i zwierząt, herosi i zbawcy… A polscy strażacy to specjaliści doceniani na całym świecie, jeżdżący na akcje ratunkowe wszędzie gdzie potrzebna jest profesjonalna pomoc! Niemniej jednak jest to zawód bardzo wymagający fizycznie do którego konieczne jest pokonywanie wymagających testów sprawnościowych. Formę Marcela „robi” jako kolarka! Bierze udział w zgrupowaniach kolarskich, ma wspaniałego trenera, miejsce w drużynie „Lark Ziemia Darłowska” i w tym roku zdobyła aż cztery medale, w tym dwa Mistrzyni Polski! Zajęła również miejsca w TOP 15 na zawodach rangi Mistrzostw Polski czy Pucharu Polski!
Szymon Mil gra w golfa. Niesamowite! Zaczął grać jako dziewięciolatek, gdy pewnego razu pojechał na pole golfowe z tatą. Okazało się tam, że chłopiec ma niewiarygodny talent i już po kilku latach treningów na półce pojawiły się pierwsze puchary! Przydały się zajęcia z psychologiem, który pomógł opanować emocje, wyciszyć się i nauczył chłopca jak się koncentrować. Początek przygody z tym niezwykłym sportem był oparty na doszlifowaniu techniki oraz opanowaniu zasad. Decyzja o edukacji domowej przyszła szybko, ze względu na konieczność dopasowania grafiku. Golf to sport out-dorowy oparty w dużej mierze na emocjach, a godziny gry oraz emocjonalne wyciszenie są kluczowe. Szymon spędza przed komputerem dwie godziny dziennie i dopasowuje lekcje to treningów i turniejów.
Wsparcie zapewniają mu rodzice, którzy widzą zmiany zachodzące w synu. Słusznie zakładają, że życie jest szkołą, a nie szkoła jest życiem i taki oczywiste założenie mogło dać wyłącznie doskonałe rezultaty. Przyszły mistrz golfa zainteresował się nauką, zaczął myśleć krytycznie i poszukiwać więcej informacji na tematy, które go zainteresowały. Stał się samodzielny, zorganizowany i ciekawy świata. Bierze aktywny udział w życiu domowym i ma wspaniałych przyjaciół. Dobrych i wspierających jego życiową drogę!
Marysia Warmuła jest mistrzynią Europy w karate! Uwielbia ruch i trenuje karate Shinkyokushin od szóstego roku życia. Początek kariery rozpoczęła w Kobierzyckim OSiR-ze, ale szybko przeszła z dziecięcych treningów do profesjonalnych zajęć. Szkoła w Chmurze była jedynym rozwiązaniem… Jakie mieszkanka małej miejscowości pod Wrocławiem Marysia musiała dojeżdżać do szkoły. Dojazdy były czasochłonne, zajmowały nawet cztery godziny dziennie, były daleko nie komfortowe i nie zostawiały przestrzeni na treningi. Nastolatka myśli już o maturze a kumulacja wszystkiego naraz powodowała i gorsze stopnie, i gorsze wyniki na zawodach. Decyzja o zmianie formuły edukacji była szybka i trafna. Marysia ma dwa razy dziennie treningi, pomiędzy nimi jest czas na naukę i regularne posiłki. I są wyniki! Trzymamy kciuki za kolejne medale i obowiązkowe podium!
Dodaj komentarz